Od.Ważne

Od.Ważne - odcinek 2. Paulina Stochnialek: Jestem zdecydowanie wewnątrzsterowna

Fundacja Obywatelki.pl Season 1 Episode 2

                            Jestem zdecydowanie wewnątrzsterowna

 Paulina Stochniałek to pełna pasji polityczka, przedsiębiorczyni i szkoleniowiec, od zawsze związana z Wielkopolską i Poznaniem. Na co dzień promuje edukację obywatelską, szczególnie w zakresie samorządności, aktywnie działa na rzecz zwiększenia obecności kobiet w lokalnej i krajowej polityce. 

Jako działaczka i prelegentka Wielkopolskiego Kongresu Kobiet, aktywnie wspiera kobiety w rozwoju osobistym i zawodowym i promuje równouprawnienie. Zachęca kobiety do tego, by interesowały się polityką i zaczęły robić swoje.

Sama swoją karierę polityczną rozpoczęła w średnim wieku, kiedy zdecydowała, że chce mieć wpływ na to, co dzieje się w naszym najbliższym otoczeniu- w mieście i województwie. Jako Radna Województwa Wielkopolskiego w latach 2018-2023, zajmowała się edukacją, zdrowiem, sprawami rodziny i polityką społeczną. 

Od 2020 r. pełniła funkcję wicemarszałkini województwa, jako jedyna kobieta w Zarządzie Województwa Wielkopolskiego. Nadzorowała departamenty Zdrowia, Edukacji i Nauki oraz Regionalny Ośrodek Polityki Społecznej w Poznaniu. Wspierała sprawne zarządzanie w wojewódzkich placówkach medycznych, szczególnie w kontekście osób niepełnosprawnych i starszych, co nie było niczym nowym, gdyż swą karierę zawodową zaczynała jako główna księgowa w największym szpitalu klinicznym w Wielkopolsce. 

Projekt Siła Równości jest dofinansowany ze środków Unii Europejskiej i budżetu Państwa w ramach Programu "Fundusze Europejskie dla Wielkopolski 2021 - 2027"

#FunduszeEuropejskie

#FunduszeEU

Wstęp: Zapraszamy do wysłuchania rozmów z kobietami, których zawodowe ścieżki zaprowadziły w fascynujące miejsca. To kobiety, które nie bały się podejmowania trudnych decyzji, które podążają za swoimi pasjami, które słuchają swojego głosu. Od.Ważne to podcast realizowany przez Fundację Obywatelki.pl, dofinansowany ze środków Unii Europejskiej i z budżetu państwa.

Prowadząca Paulina Kirschke: Dzień dobry, dzień dobry. W kolejnym odcinku podcastu Od.Ważne mam niezwykłą przyjemność gościć moją imienniczkę, bo Pauliny się zawsze świetnie dogadują. Paulina Stochniałek, dzień dobry.

Paulina Stochniałek: Dzień dobry i to prawda. 

P: Nie mam takiego doświadczenia z Pauliną, żebym się jakoś nie dogadała. A ty, jak tam z tymi Paulinami Ci idzie? 

PS: Tak, wszystkie Pauliny, jakie znam — a znam ich kilka — rzeczywiście zostawiły jakiś ślad w życiu. One były albo z bardzo dawna, albo teraz z najnowszej mojej historii, ale wszystkie były super. Może bym znalazła jeden wyjątek, ale to wyjątki potwierdzają reguły. 

P: Potwierdzający, właśnie, regułę. Ale to tego się trzymajmy. W takim razie wróćmy do tego, co już kiedyś było, bo znamy się nie od dziś. Znam Cię w zasadzie od momentu, kiedy byłaś już członkinią Zarządu Województwa Wielkopolskiego, czyli byłaś aktywną polityczką. Polubiłyśmy się i poznałyśmy się wtedy, ale chciałabym wrócić do tego — jako że ten cykl nazywa się Od.Ważne — do tego Twojego życia przed tym, zanim podjęłaś tę decyzję, bo mam takie poczucie graniczące z pewnością, że ta odwaga to jest w ogóle coś, co dość mocno Ciebie charakteryzuje.

Jakie były te Twoje decyzje o myśleniu o przyszłości, kiedy miałaś -naście, kilkanaście czy 20-kilka lat? Ty od zawsze wiedziałaś, co będziesz w życiu robić i że to będzie bardzo odważne? Czy po kolei coś Ci się w głowie układało? 

PS: Ja nigdy nie wiedziałam, co będę w życiu robić i dzisiaj też nie wiem, co będę w życiu robić. Po prostu robię to, co akurat sprawia mi ogromną frajdę albo to, co czuję, że po prostu potrzeba zrobić i mam takie przekonanie, że mogę to zrobić. 

A taką swoją pierwszą odważną decyzję, którą pamiętam — dzisiaj bym powiedziała, że głupota, a wtedy rzeczywiście odwaga — to była 7 klasa szkoły podstawowej, kiedy z jakiegoś dzisiaj dla mnie dziwnego powodu; młodzież teraz, jeżeli nas słucha młodzież, pomyśli sobie, że to był jakiś symptom chorobowy zdecydowanie — ale pomyślałam sobie, że szkoła podstawowa, do której chodzę, ma trochę niski poziom.

A ponieważ to wtedy były 8-letnie szkoły podstawowe — tak jak teraz, niestety — i pomyślałam sobie, że właściwie warto by się było sprawdzić. Byłam wzorową uczennicą ze świadectwem z paskiem i pomyślałam sobie, że zmienię szkołę. Nie klasę, szkołę. Zmienię szkołę. Więc zmieniłam podstawówkę z jednej strony osiedla, na którym mieszkałam, na drugą stronę osiedla. I zamiast chodzić do szkoły półtorej minuty — bo mieszkałam dosłownie trzy domy od szkoły — chodziłam do szkoły 15, 20 minut.

P: W 7 klasie postanowiłaś?

PS: W 7 klasie postanowiłam.

P: I to był powód, że poziom był słaby? 

PS: Tak, właśnie tak chciałam się zobaczyć, sprawdzić, żeby właściwie odważyć się na coś nowego. No bo wiadomo, że jak się idzie do liceum, no to już wtedy jest zupełnie nowe środowisko. I pomyślałam sobie, że jak zobaczę sobie wcześniej, jak jest to nowe środowisko, to w liceum będzie mi łatwiej. No bo już będę wiedziała, jak się czuję w czymś nowym.

Poszłam do pani dyrektor nowej szkoły ze swoim świadectwem. Pani dyrektor zrobiła wielkie oczy, popatrzyła na mnie troszkę dziwnie, ale porozmawiałyśmy chwilę. No i powiedziała, że jeżeli przez wakacje nie zmienię zdania, no to mam przynieść papiery — oczywiście musi je podpisać ktoś dorosły.

No więc zebrałam się w sobie, poszłam do mojej mamy i powiedziałam, że ma wyciągnąć moje papiery z mojej szkoły i dać mi je, bo ja idę do innej szkoły. No mama trochę myślała, że to żart — ale jakby też oczywiście znając mnie od urodzenia, jak się łatwo domyśleć — nigdy nie stawała oporem wobec moich jakichś pomysłów. A pomysł był bardzo bezpieczny, no bo co się może wydarzyć wtedy, kiedy zmienia się podstawówkę między 7 a 8 klasą.

Uznała moje argumenty, że skoro chcę spróbować swoich sił, to proszę bardzo. No i rzeczywiście poszła do pani dyrektor. Trwało to dosyć długo, ale w końcu z sukcesem przyniosła mi zaświadczenie, na podstawie którego mogłam się zapisać do 8 klasy w innej szkole.

I rzeczywiście dzisiaj myślę sobie, że to było zupełnie niepotrzebne doświadczenie w sensie naukowym, edukacyjnym — natomiast w sensie społecznym bardzo, bardzo. Bo wejście do bardzo zgranej klasy, już takiej ukształtowanej od początku podstawówki, dało mi niezwykłe przekonanie o tym, że jestem w stanie odnaleźć się w nowej sytuacji i to w takiej, w której to ja jestem jedyną nową. I sama tą sytuację wykreowałam, więc to był ten pierwszy raz, który dobrze się dla mnie skończył i dlatego dodał mi skrzydeł i pokazał, że w każdym następnym razem będzie tak samo, bo takie miałam doświadczenie.

P: Mam takie, ja z kolei doświadczenie, kiedy pracuję z kobietami przy warsztatach wystąpień publicznych, że patrzę na nie i po 15 czy 12 minutach wiem już dokładnie, która ma jaki plecak — ten taki metaforyczny, spakowany przez swoich rodziców, przez środowisko, w którym wyrastała. I widzę, które dostały wsparcie i taką moc, z którą szły dalej, a które tego wsparcia potrzebują, bo go mają zbyt mało. Ty ten plecak, mam takie poczucie, już w tej 7 klasie miałaś dość mocno spakowany ważnymi i dobrymi rzeczami, skoro w ogóle Ci przyszła do głowy taka decyzja, “zmienię szkołę.”

PS: Tak, z całą pewnością to, co w domu słyszałam najczęściej od mojej mamy, to “Kto jak nie Ty, Ty sobie zawsze dasz radę, Ciebie na to stać, Ty to potrafisz.” I paradoksalnie dużo czasu zajęło mi z kolei wypakowanie odrobiny tej odpowiedzialności ze swojego plecaka, żeby uznać, że być może dam radę, ale nie zawsze muszę; że może nie chcę, może faktycznie umiem, ale nie mam na to ochoty. Więc wszystko ma swoje dwie strony i żadna przesada nie jest dobra. Chociaż oczywiście na tamten moment i na tamte lata to, że miałam ogromne zaufanie do siebie, do tego, że sobie poradzę w każdej sytuacji, pozwoliło mi też bardzo szybko w pracy awansować, podejmować nowe wyzwania, zmieniać tą pracę wtedy, kiedy nadawała się okazja.

Bo wtedy, kiedy wydawało się, że pracując jako 20-kilku latka i ukrywając swój wiek — co pewnie koleżanki z tamtych lat pamiętają — ja zostałam główną księgową w szpitalu klinicznym, jednym z największych czy największym w Wielkopolsce; dzisiaj zdecydowanie największym w Wielkopolsce. I rzuciłam się właściwie do basenu, nie sprawdzając czy jest woda. Miałam to przekonanie, że sobie poradzę i to był bardzo dobry czas, intensywny czas i zostawiłam po sobie ślad w tym szpitalu — w sensie zmiany takiej struktury organizacyjnej, mimo że byłam młoda i bardzo polubiłam zespół.

Natomiast w momencie, kiedy otrzymałam propozycję pracy w korporacji — czyli jakby w zupełnie innym świecie, w zupełnie innym środowisku, bardzo międzynarodowym — no to nie wahałam się ani chwili, no bo przecież wiadomo, że sobie poradzę, więc to zrobiłam. 

I za każdym razem, kiedy te sytuacje, które się w moim życiu wydarzały i jakby gdzieś była taka okazja — czy też ja trochę je prowokowałam — to miałam takie przekonanie, że no oczywiście, że sobie poradzę. To nie jest tak, że nie towarzyszył mi stres. Oczywiście, że towarzyszył. To nie jest tak, że byłam lekkomyślna. Natomiast jak sobie wyważyłam za i przeciw, i jak zobaczyłam, jaki to jest potencjał, jakie to są możliwości, co mi to da w przyszłości — no to tak, to się odważałam i myślę, że się odważam do dzisiaj. I cieszę się, że jestem w tym miejscu, w którym jestem, ale nie wiem, gdzie będę za rok, 2, 5. 

P: Czy to oznacza, że Ty jesteś taką swoją główną osią wskazującą kierunek? To znaczy, że słuchasz bardzo siebie w tym wszystkim, co robisz i jakie decyzje podejmujesz? Czy masz jakieś takie grono, którego się radzisz? 

PS: Zdecydowanie jestem wewnątrzsterowna, zdecydowanie. Moja intuicja, moje przekonanie jest zawsze na pierwszym miejscu, co nie znaczy oczywiście, że nie otaczam się mądrzejszymi od siebie ludźmi. Biorę pod uwagę argumenty. Oczywiście w tym wszystkim jest też moja rodzina, której argumenty też zawsze brałam pod uwagę — szczególnie tutaj męża, na którego moje decyzje bardzo mocno wpływały, bo też go bardzo mocno też obciążały większym zaangażowaniem domowym niż moje. Ale to były decyzje, jeżeli on nie widział przeciwwskazań — a nigdy nie stawał okoniem i nigdy nie widział tych przeciwwskazań lub też mówił, że sobie poradzi z tym, z czym go zostawiam — to tak, to słuchałam siebie.

P: To jest bardzo ciekawe. Patrzę na Ciebie, obserwuję Cię w bardzo wielu różnych sytuacjach i mam takie poczucie właśnie, że masz tą wewnętrzną — jak to ujęłaś dobrze, sama sobą-

PS: Wewnątrzsterowność.

P: -sterujesz, tak, wewnątrzsterowność, która pozwala Ci podejmować decyzje i poszerzać też tą strefę swojego komfortu, mam wrażenie. Bo niekoniecznie z niej wychodzisz, patrząc na Ciebie, mam to poczucie — tylko że sprawdzasz granice i lubisz to robić, bo wiem, że wyzwania to jest coś, co Cię bardzo napędza. Ale chciałabym wrócić do tego momentu, zanim jeszcze zaczęłaś pracę zawodową. Wiemy już, co było w podstawówce — szkołę średnią wybierałaś, myśląc już o czymś w przyszłości? 

PS: Tak, i w 4 klasie zmieniłam zdanie. Wybrałam liceum ogólnokształcące nr 6 z językiem hiszpańskim, bo zupełnie bez żadnych jakichś korzeni rodzinnych — po prostu stwierdziłam, że hiszpański to jest coś, co mi się niesamowicie podoba, że w ogóle Hiszpania, historia Hiszpanii mnie, kolokwialnie mówiąc, kręci. A ponieważ zawsze wydawało mi się, że będę chciała uczyć — zresztą mam prawie 7 lat młodszego brata, którego zawsze bawiłam się z nim w szkołę, więc jak miał 3 czy 4 latka, a ja już chodziłam do szkoły, no to wiedział jaki był pierwszy władca Polski, pierwszy król Polski i parę innych jeszcze rzeczy, bo oczywiście taka zabawa. 

P: Miałaś tablicę i kredę? 

PS: Tak, taka zabawa to była absolutnie moja ulubiona. Nie wiem czy jego, ale moja na pewno. Natomiast rzeczywiście myślałam sobie o tym, żeby zostać nauczycielką języka hiszpańskiego albo zdać egzamin państwowy z języka hiszpańskiego i zostać nauczycielką i tłumaczką. W ogóle zawsze bycie z ludźmi, uczenie w jakiś sposób — było takim moim konikiem. Wydawało mi się, że to jest to, co chcę robić. 

No i w 4 klasie liceum uzmysłowiłam sobie, ile zarabiają nauczycielki i jaka przed nimi jest ścieżka rozwoju i kariery. I ta kariera to niestety smutne słowo w przypadku nauczycielek, przynajmniej z tamtych lat, bo dzisiaj też tych możliwości jest nieco więcej. No i zmieniłam zdanie i skończyłam ekonomię. 

P: To jest w ogóle ciekawa historia, ponieważ pokazuje, jak bardzo racjonalną osobą byłaś już od najmłodszych lat. 

PS: Tak. Dzisiaj jestem dużo bardziej wyluzowana niż byłam kiedyś. I to jest, wszyscy którzy mnie znają od bardzo dawna — a jest parę takich osób jeszcze w moim kręgu najbliższych znajomych — to pewnie by to potwierdzili, że jak byłam w szkole czy podstawowej, czy w szkole średniej, ja byłam strasznie taka zasadnicza i taka nastawiona właśnie cały czas na obserwowanie tych możliwości, na wykorzystywanie, na to, co się powinno robić. To jest dzisiaj może śmieszne, ale ja sobie nawet zaplanowałam, jakbym chciała, żeby moje życie rodzinne wyglądało.

To znaczy, że chciałabym w miarę wcześnie wyjść za mąż. Po 2 latach mieć dziecko — zawsze chciałam mieć córkę i ewentualnie syna. Mam córkę i syna. Więc jak sobie dzisiaj oczywiście na to patrzę, to sobie myślę, że miałam dużo szczęścia w życiu, że to mi się tak poukładało, jak sobie to wymyśliłam. I znowu utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam wpływ na własne życie, bo przecież mogło się poukładać różne rzeczy bardzo różnie i to też z powodów losowych, zupełnie niezależnych ode mnie.

Natomiast właściwie większość mojego życia utwierdzała mnie w przekonaniu, że mam na nie ogromny wpływ. Że to, co sobie wymyślę, zaplanuję, zmienię zdanie — bo niejednokrotnie to robiłam — to, to się wydarza. Po prostu ja tak realizuję kolejne swoje kroki w życiu, że właściwie realizuję te zamierzenia, które mam lub bardzo elastycznie je zmieniam.

Jeżeli się okazuje, że z jakiegoś powodu mniej lub bardziej losowego — nie wiem, czasami też takiego, że ja po prostu się zmieniam, że nie mogę czegoś zrobić — to po prostu elastycznie patrzę na to właśnie szerzej, dalej, inaczej. I mam takie poczucie, że świat jest dobry, że świat jest pełen możliwości, że ludzie naokoło naprawdę są pełni chęci i wsparcia. Oczywiście ludzie są różni, spotkałam jednych i drugich. Ale otaczam się tymi, z którymi chcę współdzielić swój czas, jakieś wspólne działania, jakieś rzeczy, które możemy razem realizować — i to jest dla mnie niezwykle ważne. I dzisiaj mogę powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwą osobą, bo jestem dokładnie tu, gdzie chcę być. I właściwie od kilku już lat, wtedy kiedy wypakowałam te swoje powinności, to mam takie przekonanie, że już nie muszę, ale mogę i bardzo, bardzo chcę — i to wszystko się po prostu dzieje.

P: Karmisz tego dobrego wilka. 

PS: Tak, bardzo.

P: Właśnie, mam takie poczucie, że nie dajesz temu drugiemu zbyt wiele satysfakcji, tylko starasz się karmić tą jasną stronę mocy i to jest myślę też bardzo istotne i ważne.

PS: Tak, bo oczywiście te rzeczy trudne, one też się przytrafiają, też mam przecież za sobą tylko jedną kadencję w zarządzie województwa — a liczyłam na drugą i to nie jest żadną tajemnicą, że chciałam zostać dalej, kontynuować te rzeczy, te projekty, które rozpoczęłam i mam wrażenie, że ciągle jeszcze miałam bardzo dużo do zaoferowania. Natomiast wydarzyło się zupełnie inaczej, nie do końca miałam na to wpływ. No i cóż, no i po prostu, trzeba usiąść chwilę, popatrzeć, zastanowić się co dalej i po prostu zobaczyć, jak wiele jest niesamowitych możliwości wokół, jak cudowni ludzie są wokół, z którymi można robić fantastyczne rzeczy.

No i już — i jakby nie mam w sobie ani jakiegoś żalu, ani jakiejś żółci, bo to by zatruwało mnie, a nie otoczenie — znaczy otoczenie pewnie też, natomiast co mi po otoczeniu, jak ja bym była nieszczęśliwa? Więc wydaje się, że to nie jest tak, że jestem jakąś stoiczką, ja jestem choleryczką, ja bardzo szybko i mocno wyrzucam emocje. Natomiast jak już je wyrzucę, to już ich nie mam, po prostu. Więc wszystkie takie wydarzenia, które w jakiś sposób wymagają ode mnie natychmiastowego zweryfikowania swojej postawy, one są dosyć gwałtowne, natomiast jak już je przejdę, to już do nich nie wracam — to już po prostu idę dalej i szukam sobie nowej rzeki, nowego nurtu, tam, gdzie mogę realizować to, co mam do zaoferowania. A znowu mam takie przekonanie, że z wiekiem i troszeczkę z takim uelastycznieniem — z takim właśnie wyciągnięciem tego przysłowowego kija, już nie powiem skąd — że świat patrzy na mnie jeszcze bardziej uśmiechnięty i ja się też do niego bardziej uśmiecham.

P: Wróćmy do tego momentu, kiedy zrobiłaś tą kolejną woltę, czyli postanowiłaś wejść do polityki. Bo to też jest taki moment, myślę, w życiu wielu kobiet, kiedy zaczynają mieć już odchowane trochę dzieci, prawda? I kiedy zaczynają mieć więcej przestrzeni na różne inne działania. I wtedy jak już ustaliłyśmy, większość zakłada organizacje społeczne, a mi i Tobie — myślę też — równie bardzo zależy na tym, aby więcej kobiet do tej polityki właśnie wchodziło.

A jaka była Twoja motywacja, żeby tą karierę, taką właśnie korporacyjną, zawodową, trochę odwiesić albo równolegle ją pokierować, ale zacząć myśleć o tym, “hmm, może ja zostanę polityczką teraz.” 

PS: Jakkolwiek to zabrzmi nieskromnie — miałam takie przekonanie, że w kraju dzieje się tak źle i ja mam na to w sobie tak gigantyczną niezgodę.

P: Kiedy to było? Który to był rok, pamiętasz? 

PS: To było zaraz po drugiej kadencji PiS-u albo pierwszej. Nie, to było jeszcze w pierwszej, tak. Po pierwszym albo drugim roku rządzenia.

I miałam takie przekonanie, że to tak nie może wyglądać. I oczywiście nigdy nie miałam aspiracji do tego, żeby ingerować w politykę centralną — bo akurat ja ich po prostu nie mam — ale znam mnóstwo koleżanek, które mają i robią to świetnie. Natomiast bardzo mi zależało na lokalnej społeczności.

Ja jakoś tak bardzo późno odkryłam samorządność w takim rozumieniu nie tylko swojego najbliższego otoczenia — no bo w samorządzie szkolnym na przykład działałam rzeczywiście od wczesnej podstawówki. Natomiast odkryłam, że naprawdę mamy wpływ —i powinniśmy mieć wpływ jako mieszkańcy, jako obywatelki, obywatele — na to, co dzieje się w naszym najbliższym otoczeniu. Mam na myśli nasze osiedle, nasze miasto, nasze województwo i w związku z tym pomyślałam sobie, że znajdę partię, która najbardziej odpowiada moim przekonaniom i po prostu do niej wstąpię.

Po to, żeby zobaczyć czy moje już, przecież no dosyć bogate jednak życie zawodowe i ja miałam wtedy 40 lat skończone — więc to nie była jakaś decyzja taka bardzo wczesna, jak dzisiaj czasami młodzież już się wcześniej angażuje i cudownie, że się angażuje. Mi to zajęło znacznie, znacznie więcej czasu i pomyślałam sobie, że zobaczę czy się do czegoś przydam. No i oczywiście znowu z tym przekonaniem, że jak się za coś biorę, no to przecież kto jak nie ja i że ja potrafię — bo wtedy jeszcze trochę tak miałam napakowane w tym swoim plecaku.

Rzeczywiście zaczęłam się angażować wtedy w nowoczesną i dostałam propozycję kandydowania. Oczywiście troszkę z biegiem okoliczności, bo po pierwsze jestem kobietą — a na listach muszą się znaleźć kobiety. Po drugie to był już wtedy komitet koalicyjny, więc to było wynegocjowane, bardzo fajne 3 miejsce na liście. I pomyślałam sobie, że oczywiście tak, dlaczego nie. Z poziomu województwa można robić dużo rzeczy. Sprawdziłam sobie, przeczytałam, jakby, co dokładnie, za co dokładnie odpowiada Sejmik Województwa, czym się zajmuje.

P: To nie jest wiedza powszechna. 

PS: To nie jest wiedza powszechna i ja wcale nie ukrywam, że absolutnie jej nie miałam. Więc po prostu to wszystko sprawdziłam i pomyślałam sobie, że to jest fantastyczne miejsce do tego, żeby, być może, z poziomu radnej też mieć jakieś inicjatywy i robić coś dobrego. No i ten pierwszy rok się trochę przyglądałam temu, jak to wygląda.

P: I jakie miałaś wrażenia tego pierwszego roku? Bo ja myślę, że dużo osób, które wchodzą do polityki po pierwsze już jako bardzo dorosłe osoby — czyli mają to doświadczenie za sobą pracy w różnych miejscach — ale też z drugiej strony osoby, które wchodzą po pracy w korporacjach, dużych organizacjach — to to musi być niełatwe doświadczenie, mówiąc eufemistycznie. 

PS: Z punktu widzenia radnej tego jeszcze aż tak bardzo nie widać. To znaczy dobrze jest, jeżeli wchodzi się do polityki z jakimś swoim pomysłem, wchodzi się po coś.

I to nie muszą być jakieś niesamowite wielkie rzeczy i zmiany na poziomie, nie wiem, myślenia w Europie o jakimś problemie. To może być czasem coś, co dotyczy jakiejś pewnej grupy społecznej, czy w jakiś sposób jest potrzebne po prostu mieszkańcom — bo też oczywiście zależy o jakim poziomie samorządu tutaj mówimy. 

P: Czyli szukamy tego swojego why, jak ja to ładnie nazywam językiem angielskim.

PS: Tak, szukamy tego takiego “po co?” Teraz w moim zakresie jakby tego największego zainteresowania zawsze był człowiek. Ja to też wiele razy podkreślałam — też moja korporacyjna rola to też była rola z ludźmi i przez ludzi — więc jakby w ogóle rozwój ludzi jest mi bardzo, bardzo bliski. I w związku z tym te 3 obszary najbliższe człowiekowi, czyli edukacja, zdrowie i polityka społeczna — to było to, co zawsze mnie interesowało.

Więc też zapisałam się do takich komisji po prostu i zaczęłam przyglądać się, czym konkretnie zajmują się te departamenty, w jaki sposób pracują, co jeszcze mogą zrobić. I w momencie, kiedy objęłam funkcję w zarządzie, bo to było w trakcie kadencji — tam następowała zmiana i po prostu z marszałkiem rozmawiałam i też znowu — odważnie — powiedziałam, że jestem na to gotowa. To to były te 3 obszary też, które dostałam pod swoją opiekę i bardzo mocno starałam się przede wszystkim zrozumieć, na co możemy wpływać i jak możemy to robić. No i zaraz potem rzeczywiście zaczęłam wpływać, działać i robić.

P: Polityka na początku wydawała Ci się tym miejscem, w którym chcesz być? Czy takim… Myślę o tym, że cały czas jesteś radną, jesteś w polityce. 

PS: Tak.

P: Mimo tego trudnego momentu myślę, że to był taki moment, w którym też musiałaś dużo rzeczy zweryfikować i trochę poukładać się na nowo i pozastanawiać się, “okej, to ja się teraz obrażę i sobie pójdę i niech mnie wszyscy już nic ode mnie nie chcą” albo “otrzepię się i powiem sobie nie, ja mam jeszcze trochę do zrobienia. Chcę, żeby ta rzeczywistość się zmieniała. To jest coś, po co przyszłam i po prostu nie odpuszczę.”

PS: Zdecydowanie. Ilość głosów, jakie otrzymałam w wyborach, nawet przez ułamek sekundy nie miałam takiej myśli, żeby zrezygnować. Żeby przyjść, na przykład, do pracy w samorządzie czy w jednostkach samorządu, ale zrezygnować z mandatu radnej — bo to jest jednoznaczne oczywiście, jeżeli przyjęłabym jakąkolwiek propozycję pracy w strukturach samorządowych.

P: Byłaś na podium, jeśli chodzi o liczbę głosów, które dostałaś. 

PS: Tak, w całym województwie wielkopolskim i to ze wszystkich partii, z czego jestem oczywiście nie tylko dumna osobiście, ale też bardzo zobowiązana wobec wyborców i wyborczyń i to zobowiązanie traktuję niezwykle poważnie. To znaczy, ludziom naprawdę chciało się pójść na wybory i na mnie zagłosować. I 37 766, 776, przepraszam — bo ta liczba rzeczywiście robi na mnie ogromne wrażenie — to jest liczba konkretnych osób, które skreśliły przy moim nazwisku krzyżyk po to, żebym ja mogła robić dobre rzeczy.

One mi wierzą, że ja umiem i chcę robić dobre rzeczy i pokazałam jakie rzeczy gdzieś tam są dla mnie ważne, bo miałam tą możliwość właśnie będąc w zarządzie. W związku z tym naprawdę ani przez ułamek sekundy nie rozważałam opcji rezygnacji z mandatu. Natomiast to oczywiście nie jest łatwe i te pierwsze sesje, te pierwsze komisje w nowej roli — one też nie musiały być łatwe. Były dla mnie akceptowalne przede wszystkim dlatego, że nadal mogłam robić dobre rzeczy, to znaczy ja też będąc w zarządzie starałam się bardzo mocno budować relacje i pracować znowu — z ludźmi i przez ludzi.

I te relacje są nadal i ci ludzie są nadal, i jakby to zrozumienie tego, co chcemy w Wielkopolsce zrobić, w jaki sposób chcemy, żeby Wielkopolska funkcjonowała — to właściwie dalej jest i radni, radne, też mają swoją inicjatywność. Więc mogą proponować jakieś rozwiązania i ja to po prostu postanowiłam dalej robić, więc dzisiaj jest mi z tym bardzo dobrze, bardzo wygodnie. I myślę sobie, że właściwie już jestem po tym trudnym momencie zdecydowanie i w nowej roli — w nowej-starej, bo przecież tak też zaczynałam — też czuję się świetnie i mam takie poczucie, że również mam wpływ. 

P: Gdybyś mogła coś poradzić naszym słuchaczkom — które są o połowę od nas młodsze, na przykład, albo które są w naszym wieku, ale boksują się z różnymi rzeczami — jak podejść do tego szukania trochę tego swojego “po co?” Bo czasami widzę kobiety, które utknęły w jakimś miejscu, w którym wcale nie mają ochoty być, ale nie mają tej Twojej odwagi pod tytułem “pójdę i sprawdzę, co to będzie dalej.” To masz jakąś taką radę, receptę, albo rozmawiając też z wieloma kobietami coś im podpowiadasz, od czego zacząć, jak zacząć budować trochę siebie na nowo, również w sytuacjach, które nie są trudne? Bo ja pamiętam Ciebie z tamtego czasu, kiedy odchodziłaś z zarządu i wiem, że to było trudne, ale to, co w Tobie niezwykle podziwiam jest to, że Ty masz jakiś cel do osiągnięcia i po prostu go realizujesz. Masz takie jakieś złote myśli, które byś mogła podpowiedzieć, co zrobić, żeby znaleźć to, co mnie tak naprawdę w życiu cieszy i kręci i powiedzieć sobie, “będę to robić”? 

PS: Jest takie mądre słowo — ja je poznałam bardzo późno — ale odsyłam wszystkich do słownika: rezyliencja. Umiejętność dostosowywania się i elastycznego działania w sytuacjach, które są różne i w różny sposób nas zaskakują.

Więc ja po pierwsze myślę sobie, że nie należy się obrażać na życie, bo ono jest bardzo skończone. Ono się zaczyna i ono się kończy. I my dosyć późno sobie uświadamiamy, że ono się skończy, a powinniśmy to wiedzieć właściwie od urodzenia, że mamy tylko jakiś czas.

I w związku z tym to szkoda czasu na to, żeby się obrażać na życie, na jakieś wydarzenia. Trzeba po prostu w tym wszystkim układać sobie swój świat taki, żeby był dla nas jak najprzyjemniejszy. Więc to jest jakby jedna rzecz.

Druga rzecz to jeżeli szukamy jakiegoś swojego pomysłu, to zobaczmy, co nas najbardziej uwiera, co nam się nie podoba — a potem się zastanówmy, co można by było zrobić, żeby było inaczej. I to może być w obszarze jakichś rozwiązań, które ma wpływ polityka, czy to ta samorządowa, czy to ta krajowa. Bo też nie bójmy się. To, że ja nie mam takiej potrzeby myślenia o polityce krajowej to nie znaczy, że każdy musi zaczynać od samorządu. Absolutnie nie. Absolutnie nie. Uważam, że ktoś kto ma jakiś sprecyzowany cel do osiągnięcia może od razu zacząć od polityki krajowej. Jeżeli ma za sobą jakiś bagaż życiowych doświadczeń, takich doświadczeń związanych z pracą zawodową i chce to przekuć potem na rozwiązania systemowe w kraju, jak najbardziej. Ależ oczywiście, że tak. I każdą kobietę, która w ten sposób myśli zachęcam do tego, żeby nie bać się i działać.

Natomiast oczywiście kluczem jest to, żeby się znaleźć na listach wyborczych, i to w dobrym miejscu. Więc kluczem są jednak partie polityczne. I nie bójmy się tego. Przestańmy mówić, że polityka nas nie interesuje. Polityka interesuje się każdym aspektem naszego życia. Bardzo dobrze widziałyśmy to chodząc na marszach.

P: Tak jest. Na czarnych marszach.

PS: Tak, na czarnych marszach w obronie praw kobiet. Notabene to cały czas jest temat nierozwiązany. Ale też wybory się ułożyły tak jak się ułożyły. Koalicja jest bardzo szeroka i bardzo zróżnicowana w tym poglądzie. W związku z tym trudno oczekiwać, żebyśmy uzyskały w tej chwili wszystko to, o co walczyłyśmy na tych marszach.

Natomiast wszystko można zmienić, jeżeli ma się na to pomysł, jeżeli znajdzie się wokół siebie ludzi, którzy uwierzą w nasz pomysł i będą nas w tym wspierać. Więc tak naprawdę odsyłam do wiedzy — do tego, żeby się dowiedzieć co nas najbardziej boli, albo nie nas, ale co byśmy chcieli, żeby w otoczeniu się zmieniło i potem sprawdzić kto za to odpowiada, w jaki sposób to jest realizowane i jak można to zmienić. No a potem już tylko działać.

P: Do czego zachęcała Paulina Stochniałek. Niedoszła hiszpanistka, ale polityczka i kobieta szczęśliwa, jak powiedziała na początku naszej rozmowy. Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.

PS: Strasznie szybko minęło, dziękuję bardzo.