
Od.Ważne
Zapraszamy do wysłuchania rozmów z kobietami, których zawodowe ścieżki zaprowadziły w fascynujące miejsca i które osiągnęły sukces w "męskich" branżach. To silne kobiety, które nie bały się podejmowania trudnych decyzji, które podążają za swoimi pasjami, które słuchają swojego głosu.
Od.Ważne to podcast realizowany przez Fundację Obywatelki.pl, dofinansowany ze środków Unii Europejskiej i z budżetu państwa, w ramach Programu "Fundusze Europejskie dla Wielkopolski 2021 - 2027"
Prowadząca: Paulina Kirschke, dziennikarka, działaczka społeczna na rzecz równouprawnienia oraz zwiększenia aktywności kobiet.
Siła Równości – razem zmieniamy rynek pracy!
Czy kobiety i mężczyźni mają równe szanse w pracy? Jak osiągnąć sukces w "męskim" świecie? Jak łączyć karierę z życiem prywatnym? To pytania, które wciąż wymagają głośnej rozmowy – i my ją podejmujemy!
-równość w miejscu pracy
-prawdziwy obraz rynku pracy
-nierówności płacowe
-zawodowe stereotypy
-dyskryminacja kobiet
-historie kobiet przełamujących bariery
-sposoby na work-life balance
-godzenie kariery z życiem rodzinnym
Podcasty są częścią kampanii społecznej Siła Równości dofinansowanej ze środków Unii Europejskiej i budżetu Państwa, w ramach Programu "Fundusze Europejskie dla Wielkopolski 2021 - 2027"
#FunduszeEuropejskie
#FunduszeUE
Od.Ważne
Od.Ważne - odcinek 4. Agnieszka Frankowska-Gryza: Wybieram trudniej, ale w zgodzie z sobą.
Wybieram trudniej, ale w zgodzie z sobą.
Dr Agnieszka Frankowska-Gryza, jak sama o sobie mówi, jest z wykształcenia doktorem i magistrem do kwadratu, a z zawodu i zamiłowania - twórcą metalowych klejnotów.
Jest absolwentką dwóch kierunków - Zootechniki i Ochrony Środowiska na Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu, gdzie również uzyskała tytuł doktora nauk rolniczych. Jednak z pracą naukową i dydaktyczną na uczelni wygrała pasja – projektowanie i tworzenie biżuterii. Ukończyła więc roczny kurs złotniczy, a podstaw metaloplastyki uczyła się od męża – znanego artysty, Mieczysława Gryzy.
Przez 10 lat współtworzyła z mężem markę w OYCA Artystyczne Formy Użytkowe i w tym czasie odegrała olbrzymią rolę w jej rozwoju. Okres ten zakończyła nagła śmierć męża. Stanęła wówczas przed trudną decyzją życiową, która miałaby wpływ nie tylko na nią, ale także na jej ówcześnie życie i dwuletnią córkę. Wbrew opiniom i radom otoczenia, zdecydowała się kontynuować to, co rozwinęła razem z mężem. Będąc samodzielną matką dwulatki, porzuciła bezpieczną drogę powrotu na etat na uczelni, poszła na bezrobocie i ukończyła kurs złotniczy. Otworzyła działalność gospodarczą i prowadzi do dziś Pracownię Form Artystycznych, gdzie obsługuje maszyny, zajmuje się metaloplastyką i przemienia blachy i druty w biżuterię i przedmioty bliskie sercu.
Jest niezmiernie dumna ze swej pracowni, gdzie nie tylko tworzy niezwykłą biżuterię, lecz również prowadzi działalność dydaktyczną -organizuje zajęcia, warsztaty i praktyki. Przede wszystkim jednak, uczyniła pracę twórczą narzędziem wsparcia i terapii dla osób z niepełnosprawnościami ruchowymi, dzieci, Seniorów i kobiet w kryzysie emocjonalnym.
Projekt Siła Równości jest dofinansowany ze środków Unii Europejskiej i budżetu Państwa w ramach Programu "Fundusze Europejskie dla Wielkopolski 2021 - 2027"
#FunduszeEuropejskie
#FunduszeEU
Wstęp: Zapraszamy do wysłuchania rozmów z kobietami, których zawodowe ścieżki zaprowadziły w fascynujące miejsca. To kobiety, które nie bały się podejmowania trudnych decyzji, które podążają za swoimi pasjami, które słuchają swojego głosu. Od.Ważne to podcast realizowany przez Fundację Obywatelki.pl, dofinansowany ze środków Unii Europejskiej i z budżetu państwa.
Prowadząca Paulina Kirschke: Dzień dobry, dzień dobry. Witamy w kolejnym odcinku podcastu Od.Ważne. Dzisiaj moją gościnią jest Agnieszka Frankowska-Gryza. Dzień dobry, Agnieszko.
Agnieszka Frankowska-Gryza: Dzień dobry, witam serdecznie.
P: Czy Ty jesteś odważna?
AF-G: Staram się.
(śmiech)
AF-G: Staram się, aczkolwiek chyba kiedy mam takie spadki tej odwagi, to wtedy się gdzieś tam chowam w swoich czterech ścianach. I wychodząc do świata znowu jestem odważna, kiedy tej siły nabieram. Ale przyznaję się, upadki- znaczy, spadki odwagi są też. Wynikają z różnych życiowych rzeczy, nie.
P: Czy to jest też tak, że- ja mam taką teorię — ale pewnie ją gdzieś przeczytałam, tylko już nie pamiętam. Mówię, że jestem stara, więc może tak być — że ja traktuję trochę odwagę jak mięsień. Że wiesz, jak go ćwiczysz, to on wzrasta. I jak wychodzisz z tej swojej strefy komfortu i robisz takie… albo ją poszerzasz — jak lubię mówić za moimi psycholożkami z fundacji, które to tak ładnie opisują, że to nie chodzi o to, żeby skakać z jednego miejsca komfortu do drugiego, tylko żeby poszerzać i sprawdzać, gdzie mi jeszcze jest dobrze i się sadowić. Że ta odwaga rośnie i jesteśmy gotowe na coraz większe wyzwania. Też masz takie poczucie?
AF-G: Tak, też mam takie poczucie i mam wrażenie, że też odwaga pojawia się takimi faktycznie małymi krokami. To jest tak, że jak zdecydujemy się na jakiś jeden krok, za chwilę pojawia się coś następnego. Czy to nazwiemy wyzwaniem, celem, marzeniem — jakkolwiek. Często jest tak, że właśnie wychodzimy z tej swojej strefy i faktycznie odważamy się na coraz więcej. Przynajmniej- Oczywiście odpowiadając sobie na te pytania, jakby no z tyłu głowy mam swoją historię-
P: Tak.
AF-G: -i swoje doświadczenia. I faktycznie tak jest, gdyby ktoś parę lat temu mi powiedział, że ja dzisiaj będę robiła takie czy takie rzeczy, to bym powiedziała, “Nie, to jest niemożliwe.” Ale wtedy byłam gotowa na jakiś krok i ten mięsień był mały. Dziś — rośnie, a mam nadzieję, że za parę lat on będzie jeszcze większy i się zdobędę na jakieś kolejne odważne kroki.
P: Bo to jest też taka droga, mam wrażenie, w słuchaniu z jednej strony siebie. Czego ja potrzebuję w danym momencie, co jest dla mnie ważne i bezpieczne, też w jakimś sensie. I słuchania też siebie w momencie, kiedy jestem już gotowa na zrobienie kolejnego kroku.
AF-G: Na pewno. Ja jeszcze tutaj dostrzegam jedną rzecz. W pewnym wieku, mam wrażenie, że my kobiety też przewartościowujemy swoje życie. To, do czego dążymy, to, co zaczyna być dla nas ważne — pojawiają się zupełnie inne refleksje niż jak się miało 20 czy 30 lat. I myślę, że to jest takie trochę zbieżne — że podejmujemy kroki, które są właśnie wynikające z naszego- z naszych przemyśleń, z naszych potrzeb.
Ale one są mocno jakby wzmocnione tym, że “potrzebuję zmiany. Bo już na przykład coś, w czym tkwiłam przez ileś lat, już nie do końca mi pasuje.” To jest trochę jak zrzucanie tego kokonu, w pewnym sensie.
P: Tak.
AF-G: Jestem takim trochę motylem, który rodzi się na nowo. Ja przynajmniej tak to odbieram, że u mnie pewne zmiany wyniknęły i jakby z sytuacji życiowych, które się wydarzyły, ale też z mojej własnej potrzeby chęci zmiany. Nie tkwienia znowu — czy cały czas — w tym samym. Spróbowania czegoś nowego. To dochodzi też taka refleksja, “kurczę, już jakby jakiś status mam, dzieci odchowane, ja bym jeszcze jednak czegoś chciała spróbować,” tak. A potem już jest obawa trochę przed starością. No jeszcze fajnie by było zdążyć, zanim…
P: Coś tam-
AF-G: Coś tam.
P: -się wydarzy.
AF-G: Na przykład. Też nie wiadomo jak ze zdrowiem będzie, tak-
P: Jasne.
AF-G: -bo to jest jedna wielka niewiadoma. I myślę, że to jest chyba taka kompilacja, takie jakby złożenie wielu czynników, które sprawiają, że dziewczyny — czy kobiety — podejmują jakieś tam wyzwania.
P: To jest takie dojrzałe podejście do rzeczywistości, mam wrażenie, bo już wiesz, no obie jesteśmy paniami w średnim wieku, co tu dużo mówić — swoje przeszłyśmy.
AF-G: Nie ukrywajmy.
P: Nie ukrywajmy tego. Chociaż wiemy o sobie od wielu lat, bo to jest historia w ogóle przezabawna, ale razem pisywałyśmy do takiego magazynu międzyszkolnego. “Przeciąg” on się nazywał,-
AF-G: “Przeciąg,” “Przeciąg.”
P: -to było lata temu. Bardzo, bardzo dawno. Ale chciałam opowiedzieć trochę o Tobie w takim kontekście, że gdy zastanawiałam się nad tą naszą rozmową i nad tym, jak ugryźć Agnieszkę, to myślę sobie, że u Ciebie bardzo mocne — popraw mnie jeśli się mylę — jest właśnie to słuchanie siebie i dawanie sobie pola do tego, żeby próbować bardzo różnych rzeczy. Mówię o tym, że Ty w tej chwili prowadzisz pracownię. Jesteś projektantką biżuterii, wykonujesz tę biżuterię, ale twoje życie zawodowe było bardzo różnorodne i kompletnie inne niż by się można było spodziewać po kimś, kto właśnie robi takie rzeczy w tej chwili. Bo ja pamiętam, że Twoim marzeniem było to, żeby zostać weterynarką.
AF-G: Tak. Tak było.
P: Czy ty to jeszcze pamiętasz?
AF-G: Ja to jeszcze pamiętam, co więcej, stara miłość nie rdzewieje i jednak zawsze serce mocno bije, jak gdzieś — czy to będzie film, czy to będzie program, czy to będzie wizyta w gabinecie weterynaryjnym — i jednak wyostrzona w tym kierunku jestem, bo to jest coś, co nadal gdzieś tam powoduje drganie serducha. I…
P: Ale potem podejmowałaś jakby działania… nawet jakby, bo przecież studiowałaś, pisałaś…
AF-G: Wróciłam jeszcze potem na uczelnię.
P: Tak, doktorat, więc to wszystko było takim kawałkiem Agnieszka-Naukowczyni też Tobie bliskim.
AF-G: Tak, tak, absolutnie. To był czas, kiedy wydawało mi się, że to jest moja droga. Kiedy potem poszłam jednak w kierunku swojej pasji i realizowania tego, co mnie — jak to dzisiaj mówimy — kręci, tak, coś, co mi się podoba, to trochę byłam na takim rozdrożu. Z jednej strony poważna pani doktor, tak, dwa kierunki studiów, zajęcia ze studentami, jakaś odpowiedzialność, już jakiś autorytet.
I właściwie idę w nowe, gdzie zaczynam kompletnie od zera i dopiero się uczy. No przecież ja pamiętam, że wtedy też zostawiłam doktorat, zostawiłam wszystko, i po prostu poszłam na bezrobocie i na kurs złotniczy. I nie zarabiałam, czy zarabiałam na tym, co po prostu wydałam. A przecież ja, kończąc dwa kierunki studiów i doktorat, to ja już nie miałam 20 paru lat, tylko już prawie zbliżałam się do 30-stki.
Więc zaczęłam jakby drogę od nowa, zostawiając jakby na półeczce jakąś część mojego życia i zaczynając układać na półeczce nowe rzeczy i coś nowego.
P: Bo ja się zastanawiam nad tym, rozmawiając z kobietami, że często widzę to, że coś im tam w duszy gra, coś tam im skrzeczy w tej rzeczywistości, bo niby lubią to, co robią, ale serce podpowiada, “idź w innym kierunku”—
AF-G: Nie inaczej.
P: -a one nie słuchają tego, bo słyszą od otoczenia: “nie no jak, no skończyłaś dwa kierunki, no i co, i teraz to zostawisz i co, będziesz koraliki robić? No Agnieszka.” Były takie głosy i były takie sytuacje w Twoim życiu, że tam dostawałaś trochę po głowie, kiedy wybierałaś tą inną ścieżkę?
AF-G: Tak, ale takie głosy były nie na etapie, kiedy odchodziłam z doktoratu, odchodziłam z uczelni i zaczynałam wchodzić w ten biżuteryjno-projektancki świat. Natomiast takie głosy bardzo mocno słyszałam po śmierci mojego męża. To był czas, kiedy zostałam sama z 2 letnią córką i jeszcze wtedy miałam umowę podpisaną z uczelnią — bo wtedy byłam jeszcze na urlopie wychowawczym — więc ten powrót w uczelniane klimaty był w zasadzie taką formalnością.
Natomiast wtedy słyszałam dużo słów, “Agnieszka, teraz jest ten czas, nie rzucaj się na nowe, nie rzucaj się na działalność gospodarczą. Zostaw to, idź na bezpieczny etat, tam będziesz miała te wszystkie świadczenia dla samotnej czy samodzielnej” — bo bardzo lubię określenie samodzielna, nie samotna — “dla tej samodzielnej mamy z dzieckiem, będzie ci tam po prostu bezpieczniej, będziesz trochę w takim kokonie, który da ci bezpieczeństwo.” Natomiast ja to wtedy bardzo poważnie rozważałam, natomiast, ja w którymś momencie powiedziałam “nie.” Jak pooglądałam prace, które zaczęłam robić już po śmierci mojego męża, jak widziałam cały dorobek i jego — i potem nasz wspólny — szkoda mi było to zostawić, bo czułam, że w pracowni jest potencjał. Nie tylko ten związany z produkcją biżuterii, bo on tak naprawdę to jest coś, co no daje mi chleb, tak, i pozwala położyć na talerz jedzenie.
P: Jasne.
AF-G: Natomiast tak naprawdę widziałam dla pracowni zupełnie inne obszary, które mogą sprawić, że — zabrzmi to górolotnie — że będę mogła komuś pomóc i tak dalej. Jakby dziś nie umiem tego jakby tak- wyartykułować, natomiast ja czułam gdzieś w sobie, że to jest pracownia, która ma potencjał i może przyczynić się do czegoś więcej niż tylko do produkcji biżuterii.
I ja wtedy tak, rok po śmierci męża to było takie w zasadzie łatanie dziur i w zasadzie to niewiele pamiętam, co się jakby działo, bo to chyba na wielu obszarach po prostu to było tylko takie zaszywanie kolejnej dziurki, która się pojawiła. Ale po roku to było świadome stwierdzenie “wracam.” Wracam i ja chcę tutaj być, mimo że się zaczęła pandemia, mimo że się zaczęły jakby trudności, które mieliśmy wtedy my wszyscy z pracą, z zamówieniami, w ogóle z zarobkami i tak dalej.
Ja jednak tak bardzo mocno posłuchałam serducha, ale głosów było mnóstwo. W zasadzie mam wrażenie, że mogłam na palcach jednej ręki policzyć osoby, które mówiły “Agnieszka, zrób to, co czujesz, a nie to, co powinnaś, albo tak, jak my uważamy.”
P: Ale zawsze miałaś ten taki wewnętrzny głos, który Ci coś mówił i go słuchałaś? To jest też myślę taka cecha, no, kobiet, które idą wbrew pewnych takich utartych szlaczków. I mam wrażenie, że Ty wybierasz trudniej, ale w zgodzie z sobą.
AF-G: Tak. I faktycznie tak mam, nauczyłam się tego słuchać do tego jakby poziomu, że nawet jeśli wyznaczam sobie jakiś cel i dochodząc już jakby do finału i realizacji tego celu, czuję, że jeszcze jest coś, że to nie jest ten moment — to ja się potrafię wycofać i podejść do tego drugi raz. I zawsze się okazuje z perspektywy czasu, że to jest zawsze słuszna decyzja. Bardzo mocno słucham siebie. Nie umiem też czasami na przykład wyjaśnić dlaczego podejmuję taką, a nie inną decyzję, ale to, że nauczyłam się słuchać sama siebie spowodował, że podjęłam w życiu ileś decyzji, których dzisiaj naprawdę nie żałuję. Jestem z nich dumna i uważam, że one były podjęte w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu i na odpowiednim- przy odpowiedniej mojej gotowości do realizacji jakichś tam zadań, na przykład, nie.
P: Bo te decyzje, które podejmowałaś — myślę sobie o tym, bo pamiętam naszą rozmowę, w której mówiłaś, że ta biżuteria to przyszła tak przez przypadek troszkę-
AF-G: Trochę tak.
P: -bo potrzebowałaś jakiejś odskoczni właśnie w trakcie pisania doktoratu…
AF-G: Tak.
P: Że to był taki moment, kiedy potrzebowałaś coś porobić.
AF-G: Musiałam zająć palce.
P: No właśnie.
AF-G: Musiałam zająć czymś palcem.
P: Jak to było? Przypominasz sobie właśnie ten moment, kiedy sobie pomyślałaś, nie wiem, “no kupię na Allegro te koraliki.” Bo to były koraliki wtedy jeszcze no, powiedzmy sobie szczerze.
AF-G: To były koraliki. Tak. Ja doskonale pamiętam ten moment, chyba byłam na 1 czy na 2 roku moich studiów doktoranckich — one w sumie były wydłużone, więc trwały 5 lat tam z różnych względów, z różnych powodów. I to był chyba 2 rok, gdzie ja zaczynałam kupować kamienie i składać tą — w sensie to jeszcze wtedy nie składałam biżuterii, ja wtedy to najbardziej emocjonujące były licytacje na Allegro, bo dzisiaj ja nawet nie wiem czy na Allegro są, czy nie, już jakby nie śledzę tego. Natomiast wtedy były licytacje, one mi dawały jakieś takie poczucie, nie wiem, jakiejś takiej adrenaliny, która powodowała, że nie myślałam o doktoracie.
I kupiłam tych kamieni naprawdę mnóstwo. Do tego narzędzia to nie były te czasy, które są dzisiaj. Nikt nie prowadził warsztatów rękodzielniczych z tworzenia biżuterii. Na Allegro, pamiętam, był chyba 1 czy 2 sklepy, które to prowadziły, a telefon jakikolwiek do osób zarządzających z zapytaniem do czego służy jakiś element, to oni mi mówili, “Proszę pani, nie wiemy, bo my to tylko sprowadzamy.” Ja mówię, “Okej, świetnie.”
Więc ja pamiętam, że no parę naszyjników z Jesa zepsułam po to, żeby się nauczyć, które gdzieś tam w domu zalegały. I dopiero pamiętam, że jak już przyszła obrona doktoratu, ja zobaczyłam, że tego towaru już na tamte czasy miałam chyba ze 4 czy 5 tysięcy. Dziś to nie jest mała kwota, a te tam 15 czy 16 lat temu to też była duża kwota.
I mówię, “Ale będzie numer, jak się okaże, że ja tego w ogóle nie umiem robić.” Ale tu znowu mi intuicja podpowiadała — “ty to umiesz.” Ja to gdzieś w serduchu, w głębi, ja po prostu wiedziałam, że ja to umiem. Nie wiem skąd, nie mam zielonego pojęcia. Także przerażenie było, że w ogóle nie wiem jak to poskładać i fajnie, że mam, tylko że w ogóle nie wiem, o co chodzi, a z drugiej strony coś mi mówiło, “ty już to umiesz, tylko ty po prostu zacznij.”
P: No dobra, Aga, ale słuchaj, tu doktorat, te owce w tej ciąży, bo to wtedy było o tym, prawda?
AF-G: Badania USG, tak, tak.
P: Tak. A tu siedzisz wieczorami i tam te kamyczki i te koraliczki i tak dalej. No i w którymś momencie przychodzi do Ciebie taka myśl, że Ty w zasadzie zostawisz trochę ten doktorat i zajmiesz się— no tym właśnie, tymi kamykami, kamieniami, które zalegają i “okej, zajmę się tym, ale potem ja jeszcze będę to sprzedawać.” Jak to się w ogóle, wiesz, wydarzyło, że Ty miałaś też w sobie taką gotowość do tego? Bo myślę, że wiele kobiet ma takie marzenia, “zacznę coś robić.” To robienie rękoma jest czymś fantastycznym, bo widzimy sprawstwo, czujemy to, coś do czego teraz mam wrażenie bardzo wracamy, bo te urządzenia nas gdzieś tam bardzo mocno chyba gdzieś zawładnęły nami; potrzebujemy czuć, że coś robimy własnymi rękoma.
To było już 10-15 lat temu, więc jeszcze nie siedzieliśmy tak bardzo—
AF-G: W telefonach.
P: W technologiach i telefonach, natomiast mam takie poczucie, że niewiele osób jest gotowych na to, żeby z tym wyjść do świata. Że nawet jak sobie coś tam dłubię i coś sobie robię, maluję, rysuję, haftuję, robię czapki, no to to nie jest już to, że ja teraz idę i zaczynam to sprzedawać i mówić, “Proszę, takie coś zrobiłam.” A Ty miałaś tę gotowość.
AF-G: Ja miałam tę gotowość, ale trochę też mi pomogły czasy, bo dzisiaj jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że dużo osób robi coś rękodzielniczo w domu. Czy pokazuje to światu, czy nie, to już jest inna kwestia. Czy sprzedaje to, czy nie sprzedaje — też osobny temat. Natomiast ja wtedy trochę miałam taką dziewiczą przestrzeń wokół siebie. Nie było dużo osób— no bo dzisiaj to jest dla nas oczywiste, że ktoś prowadzi warsztaty hobbystyczne z projektowania biżuterii i sobie tam naniza te koraliki na jakieś tam żyłki, sznurki i tak dalej.
Wtedy tego nie było, więc to było w pewnym sensie jakąś nową, to było coś, czego dotychczas nie było. Więc ja kiedy robiłam pierwsze komplety biżuterii — to one oczywiście tu szły dla kogoś na prezent, tu dla jakiejś koleżanki. To bardziej rozdawałam niż sprzedawałam, ale w którymś momencie zaczynały się pojawiać klientki, które zaczęły u mnie zamawiać. I myślę, że takim impulsem do tego, żeby pójść dalej, to jednak była możliwość zarobkowania na tym. Bo to było coś, co dało mi sygnał, “to jest na rynku potrzebne, ja to mogę rozwinąć.” Zaczynam w tym zdobywać biegłość i zaczynam być w tym — nie chcę powiedzieć super — ale byłam dobra, tak. Wymyślałam ileś wzorów, nawiązałam współpracę z butikami zagranicznymi, które jakby przesyłały mi swoje kamienie i byłam dla nich wzorcarzem, czyli robiłam jakieś krótkie serie biżuterii z powierzonych przez nich kamieni czy jakichś tam elementów.
I to mi dało taką informację zwrotną od świata, “to co robisz może być źródłem jakiegoś dodatkowego przychodu na początku, a potem i zarabianie,” bo ja potem założyłam własną działalność — no i tak to się zaczęło. Także trochę świat mi dał sygnał, że to może być fajny pomysł na biznes. Przy czym musimy się przenieść o te 15 lat wstecz, trochę inne czasy — dziś jednak rękodzielniczkom czy rękodzielnikom jest zdecydowanie trudniej, bo mamy zalew na rynku różnego rodzaju pięknych rzeczy, które ludzie tworzą.
P: Tak.
AF-G: No i gdzieś muszą znaleźć swoją niszę i tych klientów i przestrzeń, w której to będą sprzedawać. Mam wrażenie, że wtedy mi jednak było trochę łatwiej. Czy dzisiaj bym podjęła taką decyzję? Nie wiem, ale dzisiaj jest już tak, że jakby ja jestem o ileś kroków do przodu przed tymi, którzy zaczynają albo którzy teraz robią jakby do szuflady, więc to jest tak…
P: Tym późniejszym kamieniem milowym było spotkanie twojego męża?
AF-G: Na pewno tak. Absolutnie tak, bo ja miałam ileś swoich projektów, ja też mam zdane egzaminy MEN-owskie i mam prawo wykonywania zawodu florysty czy bukieciarza — bo to się tam wtedy różnie nazywało — i też doświadczenie w pracy i moją taką… ta moja biżuteria ewoluowała w kierunku biżuterii floralnej. Uważałam, że to jest bardzo fajny obszar, który można rozwijać, przy czym bardzo mnie ciągnęły jakby bazy.
Też nie bez przyczyny dzisiaj przyszłam w naszyjniku, który mam na sobie. To jest naszyjnik wykonany z metalu.
P: Wspaniały.
AF-G: Troszkę, chwilkę o nim opowiem, żeby nasi słuchacze mogli sobie go wyobrazić. Kawałek blachy, który w środku ma taką siatkę z drucików i pomiędzy tą siatką jest- przeplecione są… gdzie, zgubiłam się.
P: Gałązki.
AF-G: Gałązki, dziękuję Ci bardzo. Są po prostu wyplecione gałązki. Oczywiście zamiast gałązek może być sznurowadło, może być kawałek apaszki, może być po prostu cokolwiek. I do tego jest dołączone parę listków bluszczu. Normalnie naturalnego bluszczu, nie jakiejś rośliny sztucznej, tylko bluszczu, który bardzo ładnie kilka dni w takiej formie sobie wytrzyma.
(chwila ciszy, lekki śmiech)
P: Troszkę spadł.
AF-G: Troszkę spadł, bo za dużo macham tutaj.
P: Ale cały czas jest piękny.
AF-G: A ja go celowo dzisiaj założyłam, bo to są w zasadzie moje początki właśnie spotkania się z moim mężem. Ja z takim projektem do niego przyszłam. Jak go poznałam, to opowiedziałam mu, jaki byłby mój zamysł, jaką ja bym miała wizję na tworzenie biżuterii, stworzenie jakiejś nowej przestrzeni. No i wtedy stworzyliśmy parę projektów na podstawie moich rysunków. Potem ten projekt został odłożony na półkę z różnych względów, ale my zaczęliśmy pracę i zaczęliśmy już razem tworzyć.
Ja zaczęłam też wtedy robić kurs złotniczy. Więc to jakby tak ewoluowało jakby tak bardzo trochę spontanicznie, bym powiedziała. Ale to dlatego, że spotkały się dwie dusze, które natychmiast zaczęły grać, jakby, czy czuć- w tej samej orkiestrze czuły, że jakby interesuje je to samo i można coś, jakiś fajny projekt razem stworzyć. Także absolutnie był to krok milowy. To na pewno.
P: Prowadziliście pracownię przez jakiś czas razem. OYKA rosła do- —mam wrażenie — dokładałaś swoje kafelki, swoje kawałki do tego, żeby ona wyglądała zupełnie inaczej niż poprzednio, kiedy tylko Mietek ją prowadził.
AF-G: To znaczy na pewno ja się pojawiłam w pracowni w bardzo trudnym momencie dla Mietka, dlatego że to był czas zmian na rynku. Kiedy Mietek przez wiele lat prowadził pracownię, to była jednak- to był rynek osoby, która tworzy i klientów, którzy biegali za wytwórcami.
A to się w pewnym momencie praktycznie z dnia na dzień zmieniło. I kiedy ja poznałam Mietka, to tak naprawdę wielu jego klientów wykruszyło się z różnych powodów. I zostało tak naprawdę kilku, kilku, którzy też już mieli tendencję do wykruszania się. Były to osoby w różnym wieku. Też ktoś decydujesz, zamyka biznes. No jakby…
P: Jasne.
AF-G: Rynek jakby jest…
P: Nie zna próżni.
AF-G: Nie zna próżni.
P: W ciągłym ruchu.
AF-G: Tak, ciągle się zmienia, coś się nowego otwiera, coś się zamyka. I to był ten moment, kiedy ja pomogłam pracowni poprzez swoje kontakty z ludźmi, poprzez nawiązywanie relacji z klientami. Pomogłam marketingowo — założenie strony internetowej, założenie katalogów. Jak ja przyszłam, to tego w pracowni kompletnie nie było.
P: Ale no, bo też byłaś młodsza, prawda-
AF-G: Zdecydowanie.
P: -i miałaś zupełnie inne—
AF-G: Zdecydowanie.
P: —spojrzenie na rzeczywistość biznesową niż miał twój mąż wtedy.
AF-G: Tak, no mój mąż wtedy powiedział, “Agnieszka, absolutnie nie ma możliwości, żebyś robiła zdjęcia i żebyśmy robili katalogi, bo nas będą podrabiać.” Ja pamiętam, jak on bardzo się, straszliwie się tego bał. To był taki moment, kiedy on był absolutnie na “nie.” Więc wiele rzeczy, ja na początku — już wiedząc, że budujemy to razem — ale robiłam niektóre rzeczy jakby trochę bez jego wiedzy, za jego plecami, informując już o efektach, jak one były gotowe.
I na początku — znaczy na początku Mietek jakby o wielu rzeczach nie wiedział, tak mogę to powiedzieć, trochę w tajemnicy, a potem mi sam powiedział, mówi, “Agnieszka, jak ja się cieszę, że ja o tym nie wiedziałem, bo ja bym wam namieszał.” Pamiętam pierwszą sesję zdjęciową, którą zrobiłam tutaj z dziewczynami z Poznania. Cudowna sesja i pamiętam, jak mój mąż staje przed wielkim rollupem z modelką Leną w naszej biżuterii i po prostu stoi, nic nie mówi. Ja mówię do niego, “Albo teraz będzie wielki ochrzan, albo będzie zachwyt.” Bo ja nigdy- mój mąż bardzo dużo mówił, więc ja go nigdy nie słyszałam—
P: W milczeniu.
AF-G: W milczeniu. I dopiero jak on mi właśnie powiedział, mówi, “Agnieszka, jak ja dobrze, że ja o tym nic nie wiedziałem, bo ja bym wam namieszał. To jest absolutnie piękna robota.” I stąd wiedziałam, że jakby moje działania, które podjęłam, były absolutnie w pracowni potrzebne no i dały takiego nowego kopa, bo faktycznie ten dolew świeżej krwi był potrzebny.
P: A potem nagle koniec i musisz podjąć decyzję “co dalej?”
AF-G: Tak, a potem 10 lat — równo 10 lat — po tym, jak byliśmy razem, jak pracowaliśmy razem, mój mąż zginął w wypadku i zostałam z pracownią sama i z dużym dylematem.
P: I z 2 letnią córeczką.
AF-G: I z 2 letnią naszą córką, tak. Z dużym dylematem, co dalej. I tu były właśnie te pytania — zostać na uczelni, jakby w tym środowisku naukowym, czy jednak kontynuować to, co zrobiliśmy. Bardzo mi zależało na tym, żeby jednak dalej ciągnąć pracę pracowni, z uwagi na Mietka i na jego dorobek, ale też tego, co razem wypracowaliśmy. Tego, co ja włożyłam w tą firmę.
Szkoda mi było tego po prostu zostawić, bo to był ogrom pracy naszej wspólnej. I tak, podjęłam to wyzwanie. To nie była łatwa decyzja, to była absolutnie decyzja, która momentami paraliżowała. Bo teraz już nie byłam sama, tylko miałam córkę i też w jakiś sposób musiałam podjąć decyzję o dalszym moim zatrudnieniu i zarabianiu, żeby nas po prostu utrzymać. Także to był tak, taki drugi krok milowy, jeśli mówimy o historii pracowni na pewno, nie.
P: Ale też o Twojej-
AF-G: Tak, tak.
P: -bo mam wrażenie, że to jest też takie cały czas sprawdzanie siebie w praniu — mówiąc brzydko, prawda?
AF-G: Zdecydowanie, to jest trochę takie małe pole walki, bym powiedziała. Chociaż nie lubię słowa walka, bo ono zawsze ma taki kontekst jakby trochę negatywny. Natomiast w jakimś sensie to była też momentami walka o przetrwanie. Od pierwszego do pierwszego, popłacić wszystkie rachunki, wszystkie rzeczy, jakby podtrzymać te wszystkie sznurki, które się pojawiły. I tak, to było wyzwanie, to było wyzwanie.
P: Jesteś dumna z tego, jak OYKA dzisiaj działa, jak wygląda pracownia i jak wygląda to życie zawodowe Twoje po podjęciu tej decyzji trudnej, właśnie po śmierci Mietka?
AF-G: Absolutnie tak, chociaż oczywiście pracownia w tej chwili też stoi przed swoimi różnego rodzaju wyzwaniami i też muszę podejmować decyzję, w jakim kierunku ją poprowadzić. Natomiast dumna jestem z tego — czasami się tak zastanawiam, czy gdzieś tam ten mój mąż jak mnie ogląda z góry, to by mi powiedział, “Jestem dumny z Ciebie,” czy by mnie zganił za coś. Ale oczywiście żartuję sobie.
Natomiast jestem z siebie dumna, bo to nie jest łatwa praca. Tym bardziej, że my mieliśmy z Mietkiem podział — podział prac w pracowni. On wykonywał te bardziej trudne, jak szlifowanie, polerowanie. Ja bardziej pracowałam jako wzorcarz i pracowałam na produkcji, czyli głównie przy palniku i przy tworzeniu biżuterii. Natomiast samo wykańczanie było jego — to było jego zadania. Tak samo utrzymanie warsztatu maszyn.
Dużo osób sobie nie zdaje sprawy — no fajnie tutaj masz takie i takie maszyny, ale te maszyny trzeba utrzymać. W tym, żeby one dobrze pracowały, żeby one działały, żeby nikomu nic się nie stało, to jest jednak niebezpieczna praca. I dumna jestem z tego, że jako kobieta — co nie jest, myślę, powszechne — dałam radę.
Przy wsparciu oczywiście osób z zewnątrz, bo nie wszystkie rzeczy jestem w stanie zrobić, ale utrzymałam ten warsztat, utrzymuję go na — myślę — fajnym poziomie. Mogę tą pracownię pokazywać, bo dzisiaj przychodzą do mnie i uczniowie ze szkół branżowych, i studenci, i na praktyki, i na jakieś tam, nie wiem, spotkania takie szkoleniowe, i warsztatowe, i wykładowe, i różne. I ja się tej pracowni nie wstydzę.
I ona może mieć ileś takich rozwiązań, jakąś starą maszynę, nieważne. Ważne jest to, że ja na tej maszynie potrafię tworzyć. I modernizacja by się pewnie przydała, i nowe maszyny też by się przydały. Dużo by się przydało.
Mam to co mam. Funkcjonuję, jakby utrzymuję swoją rodzinę, a jednocześnie mogę też tą pracownię pokazać i z dumą opowiedzieć uczniom, “słuchajcie, tak też można.” I pokazać, że pracownia to nie jest tylko robienie biżuterii, ale też inne zlecenia, które ja w tej chwili wykonuję i robię.
P: Dla mnie niesamowite jest to, o czym mówisz, że ta pracownia stała się też takim miejscem spotkań. Nie tylko z biżuterią i nie tylko po to, żeby ją robić—
AF-G: Tak.
P: —tylko że jest takim miejscem, w którym ludzie czują się dobrze, kobiety czują się dobrze. I dajesz im przestrzeń nie tylko na robienie rękoma różnych rzeczy, ale też na takie wyciągnięcie przy tej pracy ważnych rzeczy ze środka i trochę… Powiedziałaś to, więc powiem — terapeutyczny kawałek przy robieniu czegoś własnymi rękoma.
AF-G: Tak, tak. To jest też o tyle dziwne, bo oczywiście większość osób, które do mnie przychodzą do pracowni to są kobiety, ale są też panowie, są też rodziny, są ojcowie z synami albo z córkami.
To jest też budujące, że nie tylko panie się do mnie zgłaszają, ale też i panowie. Uznając tym samym — może dziwnie to zabrzmi — ale pewną moją wyższość w tym, że obsługuję te maszyny, z którymi oni na co dzień nie pracują. To jest też, ja zawsze chylę czoła, bo wiem, że to może nie być łatwe. Dla wielu osób, dla wielu mężczyzn to nie będzie łatwe-
P: To prawda.
AF-G: -przyjść do pracowni, którą prowadzi kobieta, która mówi jeszcze, “Proszę, takie są zasady bezpieczeństwa. Zakładamy okulary, zrób to w ten sposób” i uczę. I to są panowie, którzy podążają za mną, zgadzając się i akceptując, że ten proces technologiczny, ja ich przez ten proces technologiczny przeprowadzam i im mówię, co mają robić.
P: Tak, to jest bardzo trudne. Pamiętam taką rozmowę, którą miałam z Jagną Stankiewicz, która uczy na torach rajdowych. I oczywiście każdy facet, który przychodzi — kierowca jak ja czy Ty — po prostu z ulicy i ma możliwość pojeżdżenia sobie fajnymi autami, uważa, że on oczywiście wie, jak należy jeździć tym autem.
No i potem lądują gdzieś na trawniku, bo ścinają zakręty albo z nich wypadają. Natomiast właśnie to jest bardzo trudne chyba, jeśli chodzi o mężczyzn w kontekście tego, że tu kobieta będzie mi opowiadać, jak żyć i uczyć, co robić. Ale ja bym chciała na koniec ten wątek kobiecy pociągnąć. Bardzo Cię proszę, bo myślę, że on jest niezwykle istotny.
AF-G: I o tym miejscu spotkań w pracowni.
P: Jak bardzo tego potrzebujemy jako kobiety, tej przestrzeni dla siebie, gdzie nie jestem z rodziną, nie jestem w pracy, jestem dla siebie i czasami “o zgrozu, jestem dla siebie.” To znaczy, że ja mogę być dla siebie i to jest to, co Ty obserwujesz, widzisz i co podarowujesz kobietom.
AF-G: Tak, ja zresztą zawsze dbam bardzo o to, żebyśmy w pracowni zawsze były same. Żeby stworzyć w pracowni klimat — z jednej strony bardzo rodzinny — bo jak mam dłuższe warsztaty, to zawsze też przygotowuję obiad. I to jest domowy obiad, to nie jest zamawiana pizza. Bardzo mi na tym zależy, ale to jest jakby ta otoczka tych naszych spotkań. Natomiast trafiają faktycznie do mnie panie, które są albo na jakimś też trudnym dla siebie etapie życia, mają potrzebę odnalezienia siebie, gdzieś przez to rękodzieło wyrażenia siebie. No mam te właściwości — o tym też już rozmawiałyśmy — że mam tę umiejętność rozmowy na takim zupełnie innym poziomie.
P: Trzecie oko.
AF-G: Trzecie oko. Ja nie wiem, jak to się dzieje, ale faktycznie tak jest, że przychodzą do mnie panie i to jest chwila moment. Nie znamy się, one są w obcym miejscu, pracownię też — trzeba oswoić się troszkę w tej pracowni. Ale jakąś tak- jest taka aura tego miejsca. Nie chcę też mówić, ale pewnie tak jest, że to jest też moja zasługa, tego, że ja jestem naprawdę-
P: Bezsprzecznie.
AF-G: -taką gospodynią trochę tej pracowni, że bardzo szybko — to jest czasami kwestia parunastu minut, gdzie panie czują się u mnie bardzo swobodnie i to jest ten moment. Wiesz, który moment najbardziej uwielbiam w pracowni? Taki, który kiedy już panie zaczynają — już jesteśmy na jakimś etapie pracy — one zaczynają coś już robić, ja już mogę im zaufać, że niektóre narzędzia już wiedzą jak, więc mogę je już z tymi narzędziami przez chwilę zostawić. I to jest ten moment, kiedy one sobie pracują, a ja mogę stanąć obok i na nie patrzeć. I to jest ten moment, kiedy ja wiem — ja już nie jestem potrzebna. Tu się już coś zadziało, ta osoba już jest sama ze sobą i z tą pracą, nad którą pracuje. I to jest cudowny moment. To jest ten moment, kiedy chyba porównywalnym do tego jak rodzic słyszy pierwsze słowo od swojego dziecka, albo nie wiem, dziecko robi pierwszy krok, albo jest jakieś ważne wydarzenie w ich życiu — to ja mam taki moment właśnie z osobami, które do mnie przychodzą. Kocham ten moment, uwielbiam go. Widać, że to jest ta chwila, kiedy ktoś już wszedł w pracę, czuje się bezpiecznie, czuje się sam ze sobą i ja już nie jestem potrzebna.
P: I jest też blisko ze sobą, prawda?
AF-G: Tak.
P: Ja też ten moment widzę, kiedy kobiety u nas przychodzą i malują. I to jest coś, co sprawia niesamowite- ta cisza, która jest taką specyficzną ciszą bycia w kontakcie ze sobą jest czymś nieprawdopodobnym. I na koniec chciałam powiedzieć, że, Agnieszko, ja się zupełnie nie dziwię, że tak się dzieje, ponieważ ilekroć z Tobą rozmawiam— czy to jest na żywo i się widzimy, czy też jesteśmy tak jak przy naszym— kiedyś rozmowie w pandemii, kiedy nie widziałyśmy się na własne oczy-
AF-G: Na żywo.
P: Na żywo, tak. To mam takie poczucie, że przy Tobie można poczuć się bezpiecznie i masz taką energię, która sprawia, że tam nie ma ani grama fałszu i po prostu to jest chyba to, co widać nie tylko w tym, jak wygląda i funkcjonuje twoja pracownia, ale co widać też w rzeczach, które robisz.
AF-G: Cieszę się bardzo.
P: I to jest absolutnie fantastyczne. I myślę sobie, że warto zajrzeć na stronę waszej pracowni, poszukać tych przedmiotów, które pogadają, bo one gadają takim językiem, jakim Ty mówisz i myślę, że to jest fantastyczne.
AF-G: Tak, ja uwielbiam opowiadać o pracowni. Uwielbiam rzeczy, które wypuszczam. To są trochę takie moje ptaki, które- to nie jest tylko ładna rzecz i ładny przedmiot, tam jest naprawdę kawał mnie i ja wiem, że moje klientki też to czują i no to jest właśnie coś, co sprawia, że ja mam z tego ogromną frajdę, ale wiem, że też osoby, które wchodzą do pracowni, to czują. To jest pewien rodzaj takiej właśnie energii, czegoś, co mamy w sobie i nie znów, żeby to zabrzmiało jak zachwalanie — jeśli robisz to, co naprawdę kochasz i lubisz, to nie chodzisz do pracy. Bo ja nie chodzę do pracy. Ja moją pracownię traktuję właściwie jak mój dom i osoby, które przychodzą też to czują. I—
P: No i to jest sekret—
AF-G: No i to jest chyba sekret—
P: —dobrego życia, który zdradziłyśmy Państwu na koniec.
AF-G: Sekret marketingowy. I po prostu tak róbcie.
P: Tak róbcie. Tak róbcie a będą się dziać rzeczy wielkie. Agnieszka Frankowska-Gryza była moją gościnią. Dziękuję Ci bardzo.
AF-G: Ślicznie dziękuję. Było mi bardzo miło się z Tobą znów spotkać.